niedziela, 21 lutego 2016

Klątwa miłości

Wiek po wieku, 
co lat kilkanaście
narodzą się dzieci -
to na nie ciężar Waszego występku padnie.
Będą się kochać miłością wielką,
lecz nie zaznają ukojenia prędko.
Gdy Anioła Miłości sobowtór powstanie,
w krok za nim i Pokoju wkrótce się stanie.
A za nimi człowieka potomek też będzie,
i cała trójca w tej klątwie po kraniec świata tkwić będzie.
 
 A teraz pokrótce wyjaśnię o co chodzi:


  Jeszcze przed Upadkiem, pośród Bytów niebieskich żyła młoda Anielica Miłości (cherub) o imieniu Issayah. Zakochała się ona w dwóch mężczyznach: jeden z nich był Aniołem Pokoju zwany potocznie Danielem, zaś drugi człowiekiem, bliżej z imienia nieznanym. Jak łatwo można się domyślić, obaj nie mieli pojęcia o sobie nawzajem. Lecz w jaki sposób zrodził się romans? Pokój i Miłość idą w parze. Oboje ze sobą współdziałali od czasów Stworzenia. Cóż, więc się dziwić, iż między tą dwójką zrodziło się uczucie. Podczas jednego z ich przyziemnych zadań, byli zmuszeni się rozdzielić. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby Issayah nie spotkała w czasie swojego pobytu pewnego chłopca, o ciemnych włosach i hipnotyzująco-zielonych oczach. Wbrew zasadzie, iż anioły nie powinny ukazywać się potomkom Adama i Ewy - przybrała postać młodej kobiety. Jak łatwo się domyślić, oszałamiająca uroda, którą obdarzeni byli aniołowie, zachwyciła chłopca i sprawiła, że niemal natychmiast się zakochał. Spotykali się raz na jakiś czas - ze względu na obowiązki Issayah'i. Dodatkowo cherub musiała ukrywać romans przed anielskim kochankiem. Cóż by jednak był z niego za anioł niemający wiedzy o występkach swojego pobratymca. Siedział, jednakże cicho. Powód był prosty - był pewien, że w końcu Issayah zrozumie, że tamten jest tylko człowiekiem i umrze. Miał pewność, że wybierze jego, a nie zwykłego człowieka. Jego nadzieje, okazywały się płonne, gdy romans pomiędzy tamtą dwójką kwitł w najlepsze. Oczywiście, serce anielicy było rozerwane na pół - człowiek, czy anioł? A wszystko to trwało, dopóki ku przestrodze wszystkich, nie zbliżał się znany po dziś dzień - Rozłam, zwany powszechniej Upadkiem. Wszyscy aniołowie mieli się stawić przed Sądem, na którego czele stał sam Pan Bóg oraz Lucyfer - prowodyr zdarzenia. Tuż przed tym Daniel i Issayah pokłócili się, jak łatwo można się domyślić, o chłopca z ziemi. A to był dopiero początek. Ogłoszono, że wszyscy zgromadzeni mają wybór - zostają za Bramami Niebieskimi, bądź wraz z Lucyferem będą strąceni z Nieba. Nikt nie wie ile dokładnie, stanęło bytów, po obu stronach, ale są to zbliżone liczby. Devon, Alhimera, Iluminneti czy nawet Tamacynta - oni stanęli po stronie przyszłego Szatana. Znali ich. Niegdyś przyjaciele - na ten moment, wrogowie. Nadszedł czas na cheruba. Los okazał się, jednak bardziej zaskakujący niż myślała.

 
 - A kogoż, my tu mamy? - drwiący głos Gwiazdy Porannej rozniósł się po całym Atrium — Anielica Miłości, czyżby nie aż za bardzo? 

 
Wszyscy wiedzieli, ale nikt nic nie mówił. Do tego momentu. Wtedy zrozumiała co musi zrobić. Nie może stanąć po stronie nowo tworzącej się armii Diabłów. Nie może również zostać anielicą. Aniołom nie wolno się przywiązywać, a tym bardziej do ludzi - nawet stróżą. Opadła na prawe kolano, przyłożyła zaciśniętą pięść do serca i przemówiła, tak jak robili to jej poprzednicy. 

 
- Jam jest Issayah, powstała jako cherub, który miał nieść miłość i ukojenie światu — jej głos był donośny i pewny, jak gdyby to, co mówiła miała przygotowane wcześniej — Wiem, że nie mogę zostać dłużej Twoją pomocą Panie.

 Czuła całym ciałem, jak wszyscy, którzy stanęli po stronie buntowników, wymieniają ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.                                     

   - Ale — dodała, a wszystkie oczy zwróciły się na nią. 

Podniosła się z klęczek i skierowała wzrok w stronę grupy zdradzieckich aniołów

- Nie mogę również stanąć po stronie, która się rodzi — czuła na sobie zdziwione spojrzenia aniołów, zdrajców, wściekły wzrok Lucyfera oraz spokojną aurę, jaką emanował tylko sam Wszechmocny. 

Uniosła głowę ku górze, chcąc pokazać, że decyzja, jaką podjęła, jest pewna i niezmienna. 

 
- Możecie odebrać mi moce, mogę stracić skrzydła, ale pozwólcie mi wybrać trzecią drogę: chcę upaść i zostać na Ziemi, wśród ludzi. 

Te słowa wystarczyły, żeby Anioł Światłości, nie wstrzymał się od wściekłości. 

 
- O nie! - krzyknął, a jego głos odbił się echem, nie tylko w Niebie, ale i na Ziemi — Wiemy, jak to się skończy, to jest niezgodne - Zresztą wszyscy wiemy, po co chcesz zostać na Ziemi — jego głos, choć wciąż donośny, rozbrzmiewał już tylko w Królestwie Niebieskim. 

 
- Lucyferze! - rozniósł się dźwięk. Nie był to głos, echo chóru najpiękniejszych głosów. Wszyscy prócz zawołanego upadli chyląc czoła Najwyższemu. 

 
- Nie zgadzam się na to! - warknął Zaranny — to jest niesprawiedliwe w stosunku do innych!  

 - Rozumiem twój afekt, lecz pamiętaj, że po to było to spotkanie, aby każdy wybrał swoją drogę — rozbrzmiały dźwięki. Jak delikatne szarpnięcie strun harfy. 

 
- Chyba nie chcesz pozwolić tej anielicy, która zachowuje się jak zakochany ziemski młodziak, na stworzenie trzeciej opcji?! 

 
- W takim razie co proponujesz, Gwiazdo Poranna?

 W mgnieniu oka na twarz anioła wypłynął uśmiech. Nie był jednak miły, wręcz przyprawiał o ciarki anioły, a człowieka mógłby nim samym, nawet zabić. Issayah przeczuwając niechybną porażkę, czekała. Tak po prostu. Nie chciała ukazać lęku, jaki przejął całe jej ciało. 

 
- Skoro tak bardzo chce zostać prawie człowiekiem, niech nim będzie. Proponuję, jednak żeby nie było tak pięknie dodać trochę pikanterii — głos buntownika sprawił, że wszyscy zgromadzeni wstrzymali oddech - włącznie z Issayah'ą. 

 
- Co masz na myśli, bracie? - zapytał jeden z aniołów. Jeden z tych, którzy stanęli po jego stronie.

 
 - Coś w rodzaju — diabeł zamyślił się przez chwilę, szukając słowa, którego wymowa będzie stworzy atmosferę grozy - klątwy. 

Gdyby powietrze mogło jeszcze bardziej zgęstnieć - zrobiłoby to. Z tłumu, przed szereg wyszedł Anioł Pokoju - ten, który był związany z krnąbrną. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie niosło za sobą wystąpienie. Zwłaszcza że nie należał już do Archaniołów.

 
 - Jeżeli ona ma zostać przeklęta — odezwał się w końcu. 

 Głos mu drżał, mimo iż był pewien swojej decyzji. Prawie. Issayah nie spojrzała na niego. Unikała patrzenia na kogokolwiek. Błękitno-złote oczy skierowała ku ziemi. Lucyfer uśmiechnął się chytrze. Przeczuwał podobny przebieg zdarzeń. Do kompletu brakowało mu jeszcze ziemskiego chłopca, ale choć go tu nie było nie znaczyło, że zostanie pominięty. Nie mógł pozwolić, aby jakaś pseudo-anielica udaremniła jego plan powstania nowej armii aniołów, tworząc trzecią odmianę Upadłych - jak mają być nazwani ci, którzy odwrócili się od Pana Boga. 

 
- Niech i tak będzie — odparł Lucyfer — czy mogę?

 Pytanie, choć skierowane do Najwyższego było dla niego zbędne. Powietrze zadrżało niczym mały motyl niesiony przez Zefira. Wokół zamigotały małe iskierki - znak zgody. Gwiazda Poranna spojrzał na tamtą dwójkę. Issayah wciąż klęczała, ale wzroku nie odrywała od podłoża, zaś Daniel stał kilka stóp dalej, spoglądając to na ukochaną, to na Anioła Światłości. Przyszły Szatan odchrząknął w teatralnym geście. Słowa klątwy, które miał zamiar rzucić, ułożył w głowie już pewien czas temu. Deklamował je wolno i wyraźnie, tak aby wszyscy słyszeli. Jak się okazało klątwa, dotyczyła zarówno trójkę kochanków, jak i ludzi. Słowa Lucyfera rozniosły się po całym Królestwie, jak i w najdalszych zakamarkach ziemi. 

A trwa ona po dziś dzień.

 

 

środa, 17 lutego 2016

Usiądź obok, o czymś ci opowiem

Tak niedoceniany,

wciąż w cieniu ukryty.

Bezwstydnie oskarżany o błąd sprzed lat.

Pragnę jedynie uwolnić się z tego obłędu,

by móc na nowo cieszyć serca.

Pragnę się uwolnić,

nie chcę dalej tu tkwić.

Jak ptak w klatce zamknięty,

bez żadnego wyjścia.

Wzgardzony, znienawidzony, opuszczony.

Nadal za kotarą skryty -

nikczemnik co od zabójstwa się uchował.

 

 

piątek, 5 lutego 2016

Czas na chamską reklamę,bo rzadku tu bywam

 To jest bezpośrednie przekierowanie do opowiadania, wystarczy kliknąć TUTAJ.


Opis:

Ona i oni. On i one. Oni. 
  Są różne warianty, ale jedno przeznaczenie.
  Miłość, która rozpoczęła się bardzo dawno.
  Miłość, która jest klątwą rzuconą na sobowtóry pierwotnych.
    
    "Wiek po wieku, 
    co lat kilkanaście
    narodzą się dzieci -
    to na nie ciężar Waszego występku padnie.
    Będą się kochać miłością wielką,
    lecz nie zaznają ukojenia prędko.
    Gdy Anioła Miłości sobowtór powstanie,
    w krok za nim i Pokoju wkrótce się stanie.
    A za nimi człowieka potomek też będzie,
    i cała trójca w tej klątwie po kraniec świata tkwić będzie"
    
    *Wszelkie niezgodności, które się pojawiają są celowym (zazwyczaj) zamierzeniem. 
Nie jestem historykiem i nie wiem co działo się w każdym kraju w każdym wieku.
    *Okładka, bohaterowie, opis i opowiadanie są moją własnością, 
więc proszę o ich nie kopiowanie bez mojej zgody.
 
                                                                Fragment rozdziału: 
 

"- Wyjdziesz za Mortiza Türm'a — oznajmił bezceremonialnie mój ojciec podczas jednego ze wspólnych obiadów. Mój organizm musiał przejść kilka faz, nim w końcu przyswoiłam sobie tenże niuans.
- Jak to, ojcze? - udało mi się wydusić — przecież jestem już dorosła!
- Przykro mi, ale nasze rodziny dawno temu zawarły umowę. Musisz go poślubić i koniec — odparł i choć ton miał surowy i stanowczy w jego oczach widziałam żal.
[..], pobiegłam do zagajnika za posiadłością. Tam opadłam na chłodną trawę i pozwoliłam łzą swobodnie spływać po moich licach.
- Aideelen — wkrótce usłyszałam Jego zatroskany głos — co się stało? Dlaczego płaczesz?
Klęknął przede mną i chwycił moje małe dłonie w swoje, które szczelnie je okrywały - jak rękawice. Nie czekając na pozwolenie i wbrew ogólnym zasadą, jakie panują wśród bogatych rodzin, rzuciłam się na niego niemal, nie sprawiając, że chłopak upadł na ziemię. Na szczęście był silny. Objął mnie opiekuńczo ramionami i cierpliwie oczekiwał, aż się uspokoję. Gdy wreszcie odzyskałam zdolność mowy, pomiędzy gorzkim szlochem a kasłaniem, opowiedziałam mu o planie mojego ojca. Słuchał wszystkiego z powagą, nie przerywając mi. Jego twarz nic nie wyrażała, a jedyną oznaką jakichkolwiek uczuć były ściągnięte ciemne brwi tworzące zmarszczkę na jego czole przypominającą odwróconą literę „u".[...]
- Proszę — załkałam — powiedz coś, cokolwiek.
Mężczyzna wciągnął, a następnie wypuścił ze świstem powietrze.
- Co mam powiedzieć — powiedział bez emocji — moja ukochana ma wyjść za innego mężczyznę."