wtorek, 8 września 2015

Dlaczego jesteśmy jacy jesteśmy?

  Ostatnio na ask'u dostałam interesujące pytanie: Dlaczego ludzie tak bardzo uwielbiają sobie dogryzać?
A jako, że ja sama staram się odpowiedzieć dosyć interesująco na tego typu pytania - wymagające dłuższego zastanowienia i chwili refleksji... stworzyłam to:

Bo to leży w naszej naturze.
Jesteśmy wredni.
Czasem pazerni.
Bezwzględni.
Niezrozumiali.
Ukrywamy prawdziwe problemy.
Nikt nas nie jest w stanie zrozumieć -
nawet my sami.
To smutne.
Żyjemy nienawiścią i zazdrością.
Nie zważamy na to jak ranimy innych.
Bywa, że ranimy tym siebie.
Płaczemy.
Krzyczymy.
Umieramy...


Jeżeli jest ktoś chętny na więcej moich wypocin... czekajcie :)

sobota, 29 sierpnia 2015

Krew mnie zalewa...

... kiedy widzę niektóre bachory w tych internetach. Czasem ich zachowania potrafią przekroczyć wszelkie normy moralności. Nie przeczę, że osoby w moim wieku czy też starsze zachowują się nieraz tak samo, albo jeszcze gorzej.

   ALE...

  
są jakieś granice. Część z tych asdgkxkhjt (ładnie ujmując) potrafi się ogarnąć kiedy nadejdzie taka potrzeba - wie kiedy powiedzieć: "STOP! TEGO ZA WIELE!"  i wcale nie mam tu namyśli spożywania alkoholu, palenia papierosów, czy też wciągania kokainy przez nos. Mam to w dupie. Niech niszczą sobie życie jak chcą, tylko potem niech nie wracają z płaczę że zostało im 5 lat życia. To nie książka o tym jak dziewczyna z rakiem znajduje miłość. Ani bajka o królewiczu na białym rumaku (choć idąc dzisiejszym tokiem rozumowania: o motocykliście na czarnej Kawasaki).
Zeszłam z tematu... znowu -,-
 Chodzi mi o to, że nie każdego musi obchodzić to że w wieku 13 lat zaczęłaś palić papierosy, albo że mając 15 lat zaliczyłeś 34692899 dziwek z gimnazjum. Takie informację zostaw dla siebie i swoich znajomych. Moim zdaniem nie ma w tym żadnego powodu do dumy. Pokazuje to z jaką łatwością dzisiejsza młodzież ulega presji społeczeństwa. Nie pisz mi, że to twój styl, twój rodzaj buntu przeciw prawdziwym wartością, poszukiwania siebie, dorastanie etc. WCALE TAK KURWA NIE JEST!
Jesteś tylko kolejnym popierdolonym gimbusem, który nie ma własnego zdania i zamiast znaleźć własną pieprzoną drogę, zamiast stąpać za głosem rozsądku robi to co inni. Niszczy swoją egzystencje i ma w dupie to co tak naprawdę jest ważne.

I JEDYNE CZEGO TAKIM OSOBĄ ŻYCZĘ TO TO, ABY ICH PRZYSZŁE DZIECI (CHCIANE, CZY NIE) ZACHOWYWAŁY SIĘ TAK SAMO JAK ICH SPIERDOLENI RODZICE.

czwartek, 16 lipca 2015

One Part ~Immortal Love~

 Zadziwiające było jak śnieżno-białe skrzydła Angèline delikatnie kołysały się na wietrze, niczym jesienne liście opadające powoli, z nienaganną gracją i prostotą z drzew. Jej jasne włosy owiewał chłodny podmuch rozdmuchującje na wszystkie strony, jednocześnie przysłaniając jej jakikolwiek widok. Odgarnęła drobną dłonią niesforne kosmyki, po czym rozejrzała się wokół siebie. Było pusto. Panowała niemal grobowa cisza. Przerywał ją jedynie szum wiatru i fal, oraz szelest łopoczących skrzydeł anielicy.                                                                                                                                           -Angèline! - Odwróciła głowę słysząc swe imię. Jej niebiańsko błękitne oczy zwróciły się ku temu, kto ją zawołał. Przed nią stanął mężczyzna wyglądający na nie więcej niż dwadzieścia lat. Jego jaskrawo-zielone oczy patrzyły na nią z głębokim bólem i bezkresnym żalem. Wyraziste wargi wygiął smutno, dzięki czemu sprawiał wrażenie dziecka, któremu odebrano najcenniejszą z jego zabawek.
-Blease - Wyszeptała cicho, niemal niemo. Słysząc swoje imię napiął wszystkie mięśnie.                       Z jego pleców wyłoniły się szare skrzydła. Rozkładały się wolno, wyglądało to jak film, na którym szybkim tempie można zaobserwować rozkwitanie kwiatu. Jego skrzydła nie były one tak piękne jak skrzydła anielicy, ale sprawiały wrażenie równie potężnych. Ich końcówki połyskiwały krwiście. Krew-znak bólu i cierpienia. Symbol Piekła.                                                                                           Blease podszedł do ukochanej. Był już blisko niej, gdy ona cofnęła się o krok. Teraz stała na krawędzi klifu. Przyszła tu, ponieważ tutaj się poznali. Tu rozpoczęła się zakazana miłość, ale czy ona nadal może trwać? 

-Musisz mi wybaczyć! - Krzyczał żałośnie, a w jego oczach zaczęły pojawiać się pierwsze łzy. Nie były to jednak zwykłe krople słonej wody. Były złociste, a gdy spadały na ziemię wszystko wokół zaczynało rozkwitać. Przeciwnie było ze srebrzystymi kroplami rozpaczy aniołów. One wszystko niszczyły. Jest to nieco skomplikowane, ponieważ wydawać by się mogło że będzie na odwrót. A jednak wszystko nas zaskakuje.
-Oszukałeś mnie. Nie powiedziałeś jaki był twój prawdziwy cel pobytu na Ziemi. - Powiedziała głosem pełnym głuchej rozpaczy i goryczy. Diabeł doskonale wiedział, że ją skrzywdził. Ale, czy to jego wina, iż zakochał się w pięknej anielicy, którą miał zgładzić? Serce nie sługa, jak powiadają. Miłość - ta prawdziwa - jest tylko jedna i on jej doświadczył. Mówią przecież, że zakochani popełniają głupstwa. Czy to nie usprawiedliwia go, chociaż w najmniejszym stopniu? Przecież gdyby wyznał jej prawdę ona znienawidziła by go. Ale czy było warto? A może to właśnie ten właściwy   moment?                                                             

Złoto spływało z jego oczu strumieniami, w skutek czego wokoło nich poczęła rosnąć piękna łąka, pełna wiosennych kwiatów. Mężczyzna podbiegł do ukochanej tak szybko, by nie mogła zareagować. Złapał ją za nadgarstki i odciągnął od urwiska. Do uszu demona dobiegł przeraźliwy dźwięk fal uderzających o skały. Gdyby ona skoczyła…Nie darował by sobie tego.                                    Przyciągnął smukłą sylwetkę jasnowłosej do siebie i objął czule ramionami. Spojrzawszy w jej błękitne oczy z czułością, westchnął nostalgicznie. W jego wzroku było coś takiego... niezwykłego.

Nikt nie byłby w stanie powtórzyć takiego spojrzenia, jakim Blease obdarowywał Angèline.  Nigdy!                                                                                                                                                                                   - Kocham cię - Powiedział szczerze, ani na chwilę nie odrywając wzroku od bezkresnego oceanicznego błękitu jej  oczu. Chciała coś powiedzieć ale on na to nie pozwolił.  Przyłożył palec  wskazujący na jej idealne, różowe wargi które pod wpływem jego dotyku zadrżały, a następnie uniosły się w lekkim uśmiechu napełniając go nadzieją. Zabrał swój palec i zbliżył swoją twarz do jej. Zdjął jedną z dłoni z jej nadgarstka i położył na chłodnym, bladym policzku.
-Na prawdę cię kocham! - Dodał, po czym dotknął jej ust swoimi. Początkowo delikatnie muśnięcia warg, przerodziły się bardzo namiętny pocałunek. Pocałunek pełen pasji, miłości, pożądania i tęsknoty. Pocałunek, jakiego żaden człowiek nie byłby  wstanie ofiarować drugiemu człowiekowi.


Powoli ruszyli w stronę urwiska nie odsuwając się od siebie, ani na moment . W tej chwili doskonale wiedzieli co robią. Co chcą zrobić.
Zeszli z klifu, lecz nie spadali. Ich skrzydła uderzały lekko o powietrze. Czubki stykały się co kilka sekund, aby znów się oddalić. Małe dłonie Angèline obejmowały kark Blease'a.
-A co z naszymi Domami? - Zapytała go w myślach.
-Nic nie jest ważniejsze od Ciebie! - Odpowiedział i znów zatracił się w pełnym pragnienia, rozkoszy i szczęścia pocałunku.


piątek, 3 lipca 2015

Stwierdzam brak tytułu, bo depresja

Każdy potrzebuje chwili...
 ... aby pomyśleć...
                                                            ...o tym co zrobił...
       ... albo nie.
Czasem bywa, że...
 ... jest coś takiego co...
...bywa ponad nasze siły i chociaż...
 ... chcemy z tym walczyć...
... to nie możliwe.









poniedziałek, 29 czerwca 2015

Coś się kończy


  Niezależnie na czym dana sytuacja polega zawsze nadejdzie jej kres. Nic nie może trwać w nieskończoność. Zabawa, szkoła, dzieciństwo, przyjaźnie, miłość, życie. To wszystko kiedyś się skończy. Może jutro, a może za pięćdziesiąt lat.
 Z jakiegoś powodu podchodzę do tego postu dość emocjonalnie mimo, że nie odniosłam jeszcze żadnej większej straty. Ale często utożsamiam  się z bohaterami historii, którzy tracą coś albo kogoś na kim bardzo mocno im zależało. 
 Ostatni zakończyłam kolejny etap w swoim życiu i wkrótce zaczynam kolejny? Czy czuję się tym przytłoczona? Niekoniecznie.  Nawet powiedziałabym, iż czuję się wyzwolona. Od pewnego czasu w tamtym etapie stawały przede mną przeszkody. Te większe i te mniejsze. Trudno i było sobie dawać z nimi radę, ale ostatecznie przetrwałam. Życie to ciągła gra, w której los rozdaje nam karty. Czasem trafi się kareta, a czasem zwykłe oczko.


 Gdy kogoś  naszych bliskich dopadnie śmierć to MY, egzystencjalne ścierwa, cierpimy najbardziej. Pragniemy, aby ten ktoś wrócił do nas. Działamy wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ale czy nie przypominacie sobie co mówi na ten temat Biblia?
 " Skoro bowiem przyszła przez człowieka śmierć,  przez człowieka też przyszło zmartwychwstanie. Ale bowiem jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni." 1 Kor 15:21, 22
Można to ująć w kilku słowach: śmierć jest nowym początkiem...


 

sobota, 23 maja 2015

Odwal się od mojego życia!

... ono jest moje i tylko, i wyłącznie moje. Nikt nie ma do niego prawa oprócz mnie.
 Czasami z chęcią chciałoby się wykrzyczeć to komuś w twarz, prawda? Ta cholerna ingerencja w cudze sprawy. Rozumiem, że ciężko zaspokoić ciekawość (sama tak mam), ale są pewne granice. Istnieje takie coś jak Prawo do ochrony strefy prywatności (polecam taki zbiór praw pt. GOOGLE), więc dlaczego tak wiele ludzi tego nie przestrzega? Nawet za małe błahostki można kogoś pozwać, tylko jakby to wyglądało? Przychodzisz na komisariat i mówisz: "Przepraszam, ale ten i ten mężczyzna, chciał mi dać ulotkę banku. Chcę wnieść oskarżenie o naruszenie mojej przestrzeni osobistej!". To przecież komiczne...
W każdym razie, czasami to wpychanie nosa nie jest powiązane z ciekawością na temat życia innej osoby, ale również chęć zmiany tego kogoś. Ten moment, kiedy ktoś na siłę próbuje cię zmusić do czegoś czego nie chcesz zrobić. I to samo, gdy chcesz coś zrobić ale nikt cię nie zmusza i tracisz motywację.

  No, ale potem pojawia się problem tego samego pokroju, tyle że w drugą stronę. To my wciskamy nos w sprawy innych. Głupia ciekawość! A najgorsze jest zaprzeczanie prawdzie.
- Co? NIE! Ja wcale nie podsłuchiwałam! 
 No i na co to komu? Nie dość, że mieszasz ręką w gównie, to jeszcze heretyzmy opowiadasz. Nie ładnie, bardzo brzydko.
 No, ale taka jest najwyraźniej ludzka natura. 

 

wtorek, 5 maja 2015

Black Ice by Becca Fitzpatrick

 

"Black Ice" by Becca Fitzpatrick

 

Tytuł: Black Ice
Autor: Becca Fitzpatrick
Wydawnictwo: Otwarte (Kraków 2014)
Data wydania (oryginalna/polska): 2014/2014
Polskie tłumaczenie: Mariusz Gądek
Strony: 448 (w tym Podziękowania od autora)
Ilość rozdziałów: 41 + Prolog + Epilog

Wprowadzenie:

Nie daj się zwieść pozorom!
Britt długo przygotowywała się do wymarzonej wyprawy wzdłuż łańcucha górskiego Teton. Niespodziewanie dołącza do niej jej były chłopak, o którym dziewczyna wciąż nie może zapomnieć. Zanim Britt odkryje, co tak naprawdę czuje do Calvina, burza śnieżna zmusza ją do szukania schronienia w stojącym na odludziu domku i skorzystania z gościnności dwóch bardzo przystojnych nieznajomych. Jak się okazuje, obaj są zbiegami. Britt staje się ich zakładniczką. W zamian za uwolnienie zgadza się wyprowadzić ich z gór.

Gdy dziewczyna odkrywa mrożący krew w żyłach dowód na to, że w okolicy grasuje seryjny morderca, a ona może stać się jego kolejnym celem, sprawy przybierają dramatyczny obrót… 

Moje zdanie:

Becca Fitzpatrick, znana z tetralogii o upadłych aniołach pt. "Szeptem", powraca do nas z wielkim rozmachem w postaci nowej powieści "Black Ice", która jest zupełnym odskokiem od świata fantastycznego pełnego istot nie z tej ziemi. Tym razem autorka zaskakuje nas thrillerem z dawką romansu.  Przyznam szczerze, że za pierwszym razem książka mnie mile zaskoczyła, ale czytając ją po raz drugi udało mi się dostrzec kilka niuansów, które nie koniecznie można dopisać do listy zalet pisarskich Beccy. Może zacznę od tego co najbardziej mnie drażniło. Główna bohaterka - Britt Pheiffer, w niektórych momentach była tak strasznie irytująca ciągłym wzdychaniem do swojego eks Calvina, że aż miałam ochotę aby jakaś zaspa śnieżna ją przysypała. Sama stwierdziła, że całe swoje życie polegała na mężczyznach, którzy ją otaczali: na jej ojcu, starszym bracie Ianie oraz Calvinie. Odbiło to się na jej specyficznej psychice. Oczywiście nie można jej zarzucić wszystkiego co najgorsze, bo sama nie wiem jakbym się zachowała w obliczu śmierci z wyziębienia. Trzeba przyznać też, że była na swój sposób inteligentna i pomysłowa (inaczej nie stała by się zakładniczką wyżej wspomnianych mężczyzn - co w tym wypadku wyszło na dobre jej przyjaciółce).
Jednak mimo, iż główną bohaterką jest kobieta ważniejszy wątek pełnią tutaj mężczyźni. 
Calvin Versteeg - były Britt i brat jej najlepszej przyjaciółki Korbie (w gwoli ścisłości, jeszcze bardziej irytująca dziewczyna). Nie chcę spoilerować, ale mogę zapewnić że odegra ważną rolę w całej historii. 
Był znienawidzony przez własnego ojca, przez co mi się go trochę żal robiło, ale wkurzała mnie jego pewność siebie i apodyktyczność względem byłej. Z drugiej jednak strony trzeba przyznać, że jest to dość sprytny i mądry człowiek, o czym przekonacie się czytając książkę (chyba, że już ja przeczytaliście to wiecie co mam na myśli). Niestety jest też dosyć lekkomyślny i... w sumie to tyle.
Mason i Shaun to kolejni męscy bohaterzy, którzy odegrają ważną rolę, ale pozwolę sobie na ich temat nic nie zdradzać.
Jeśli chodzi o otoczenie, nie mam nic do zarzucenia. Zaśnieżone góry Teton, malowniczy domek i las pełen sekretów - nic dodać, nic ująć.
Teraz napiszę co nieco o stylu autorki. Szablon jest nieco zbliżony do "Szeptem" (mamy główną bohaterkę, jej "BFF" i wątek miłosny z seksownymi facetami w tle). Pozwolę sobie na małe porównanie:
Britt Pheiffer - Nora Gray
Korbie Versteeg -  Vee Sky
Calvin Versteeg - Scott Parnell
Osoba 1  - Patch Cipriano
Osoba 2  - Chauncey de Langeais

Cóż tak ja sobie porównuję postaci z obu książek (kto czytał, wie kim są 1 i 2). Mam też nadzieję, że nie zaspoilerowałam także zbyt dużo osobom, które przymierzają się dopiero do pierwszej serii Beccy.
Koniec mimo, że był do przewidzenia w miły sposób zakończył książkę i nie ma większych niedopowiedzeń (jakieś by się znalazły, ale nie ma tego złego) i w delikatny sposób zakańcza opowieść.

Jeśli natomiast chodzi o styl pisania Beccy, nie zmienił się od czasu historii Nory , jednak nie twierdzę że jest zły. Prosty i przejrzysty przekaz, ułatwia czytanie. Nie ma zbędnych ubarwień, a więc książkę czyta się z szybkością (3 dni - ja).
Można się w niej zatracić i nie polecam przerywać jej w najciekawszych momentach (ja przerwałam i przez pół nocy nie mogłam zasnąć).

Podsumowując, choć książka narracyjnie (pierwsza osoba) nie powala na kolana, ze względu na irytującą główną bohaterkę, bardzo mi się spodobała pod innymi względami (szczególnie opisu otoczenia, mimo że nie jestem fanką długich wywodów, na temat czegoś konkretnego). Polecam ją każdemu, kto lubi dreszczyk emocji i romanse, które tutaj nie są aż tak bardzo... rażące jak w "Szeptem". A i oczywiście komu upodobała się twórczość Fitzpatrick.

Moja ocena: 8/10  

Oryginalna okładka 




sobota, 2 maja 2015

Szeregi psychopatów

  Witam, witam. Oto ja Subiektywnie Obiektywna. Co prawda mój nick na blogerze jest nieco inny, ale nie chciałam zakładać kolejnego konta. Ale wbrew adresowi tego dzieła, zwanego potocznie blogiem będę się podpisywać tak jak widać poniżej. Dziękuje za uwagę.