Zadziwiające było jak śnieżno-białe skrzydła Angèline
delikatnie kołysały się na wietrze, niczym jesienne liście opadające powoli, z
nienaganną gracją i prostotą z drzew. Jej jasne włosy owiewał chłodny podmuch
rozdmuchującje na wszystkie strony, jednocześnie przysłaniając jej jakikolwiek
widok. Odgarnęła drobną dłonią niesforne kosmyki, po czym rozejrzała się wokół
siebie. Było pusto. Panowała niemal grobowa cisza. Przerywał ją jedynie szum
wiatru i fal, oraz szelest łopoczących skrzydeł anielicy. -Angèline! - Odwróciła głowę słysząc swe imię. Jej
niebiańsko błękitne oczy zwróciły się ku temu, kto ją zawołał. Przed nią stanął
mężczyzna wyglądający na nie więcej niż dwadzieścia lat. Jego jaskrawo-zielone
oczy patrzyły na nią z głębokim bólem i bezkresnym żalem. Wyraziste wargi
wygiął smutno, dzięki czemu sprawiał wrażenie dziecka, któremu odebrano najcenniejszą
z jego zabawek.
-Blease - Wyszeptała cicho, niemal niemo. Słysząc swoje imię napiął
wszystkie mięśnie. Z jego pleców wyłoniły się szare skrzydła.
Rozkładały się wolno, wyglądało to jak film, na którym szybkim tempie można
zaobserwować rozkwitanie kwiatu. Jego skrzydła nie były one tak piękne jak
skrzydła anielicy, ale sprawiały wrażenie równie potężnych. Ich końcówki
połyskiwały krwiście. Krew-znak bólu i cierpienia. Symbol Piekła. Blease
podszedł do ukochanej. Był już blisko niej, gdy ona cofnęła się o krok. Teraz
stała na krawędzi klifu. Przyszła tu, ponieważ tutaj się poznali. Tu rozpoczęła
się zakazana miłość, ale czy ona nadal może trwać?
-Musisz mi wybaczyć! - Krzyczał żałośnie, a w jego oczach zaczęły pojawiać
się pierwsze łzy. Nie były to jednak zwykłe krople słonej wody. Były złociste,
a gdy spadały na ziemię wszystko wokół zaczynało rozkwitać. Przeciwnie było ze
srebrzystymi kroplami rozpaczy aniołów. One wszystko niszczyły. Jest to nieco
skomplikowane, ponieważ wydawać by się mogło że będzie na odwrót. A jednak
wszystko nas zaskakuje.
-Oszukałeś mnie. Nie powiedziałeś jaki był twój prawdziwy cel pobytu na
Ziemi. - Powiedziała głosem pełnym głuchej rozpaczy i goryczy. Diabeł doskonale
wiedział, że ją skrzywdził. Ale, czy to jego wina, iż zakochał się w pięknej
anielicy, którą miał zgładzić? Serce nie sługa, jak powiadają. Miłość - ta prawdziwa
- jest tylko jedna i on jej doświadczył. Mówią przecież, że zakochani
popełniają głupstwa. Czy to nie usprawiedliwia go, chociaż w najmniejszym
stopniu? Przecież gdyby wyznał jej prawdę ona znienawidziła by go. Ale czy było
warto? A może to właśnie ten właściwy moment?
Złoto spływało z jego oczu strumieniami, w skutek
czego wokoło nich poczęła rosnąć piękna łąka, pełna wiosennych kwiatów.
Mężczyzna podbiegł do ukochanej tak szybko, by nie mogła zareagować. Złapał ją
za nadgarstki i odciągnął od urwiska. Do uszu demona dobiegł przeraźliwy dźwięk
fal uderzających o skały. Gdyby ona skoczyła…Nie darował by sobie tego. Przyciągnął smukłą sylwetkę jasnowłosej do siebie
i objął czule ramionami. Spojrzawszy w jej błękitne oczy z czułością, westchnął
nostalgicznie. W jego wzroku było coś takiego... niezwykłego.
Nikt nie byłby w stanie powtórzyć takiego spojrzenia, jakim Blease
obdarowywał Angèline. Nigdy! - Kocham cię - Powiedział
szczerze, ani na chwilę nie odrywając wzroku od bezkresnego oceanicznego
błękitu jej oczu. Chciała coś powiedzieć
ale on na to nie pozwolił. Przyłożył palec wskazujący na jej idealne, różowe wargi które
pod wpływem jego dotyku zadrżały, a następnie uniosły się w lekkim uśmiechu
napełniając go nadzieją. Zabrał swój palec i zbliżył swoją twarz do jej. Zdjął
jedną z dłoni z jej nadgarstka i położył na chłodnym, bladym policzku.
-Na prawdę cię kocham! - Dodał, po czym dotknął jej ust swoimi. Początkowo
delikatnie muśnięcia warg, przerodziły się bardzo namiętny pocałunek. Pocałunek
pełen pasji, miłości, pożądania i tęsknoty. Pocałunek, jakiego żaden człowiek
nie byłby wstanie ofiarować drugiemu
człowiekowi.
Powoli ruszyli w stronę
urwiska nie odsuwając się od siebie, ani na moment . W tej chwili doskonale
wiedzieli co robią. Co chcą zrobić.
Zeszli
z klifu, lecz nie spadali. Ich skrzydła uderzały lekko o powietrze. Czubki
stykały się co kilka sekund, aby znów się oddalić. Małe dłonie Angèline obejmowały kark Blease'a.
-A
co z naszymi Domami? - Zapytała go w myślach.
-Nic
nie jest ważniejsze od Ciebie! - Odpowiedział i znów zatracił się w pełnym
pragnienia, rozkoszy i szczęścia pocałunku.
Jakie to piękne *.* Osobiście uwielbiam książki o tematyce paranormal romance zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzą anioły. I te pół-anioły i te upadłe. Cóż w np. Biblii anioły to niematerialne istoty zdolne kochać Boga i ludzi, z zakazem kochania swoich ( pewnie wiesz co mam na myśli) ale i tak wolę wierzyć w to, że istnieją i mają "ludzką" formę, czują i żyją gdzieś tam, a my o tym nie wiemy. PS Będą jeszcze notki tego typu? Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń