czwartek, 16 lipca 2015

One Part ~Immortal Love~

 Zadziwiające było jak śnieżno-białe skrzydła Angèline delikatnie kołysały się na wietrze, niczym jesienne liście opadające powoli, z nienaganną gracją i prostotą z drzew. Jej jasne włosy owiewał chłodny podmuch rozdmuchującje na wszystkie strony, jednocześnie przysłaniając jej jakikolwiek widok. Odgarnęła drobną dłonią niesforne kosmyki, po czym rozejrzała się wokół siebie. Było pusto. Panowała niemal grobowa cisza. Przerywał ją jedynie szum wiatru i fal, oraz szelest łopoczących skrzydeł anielicy.                                                                                                                                           -Angèline! - Odwróciła głowę słysząc swe imię. Jej niebiańsko błękitne oczy zwróciły się ku temu, kto ją zawołał. Przed nią stanął mężczyzna wyglądający na nie więcej niż dwadzieścia lat. Jego jaskrawo-zielone oczy patrzyły na nią z głębokim bólem i bezkresnym żalem. Wyraziste wargi wygiął smutno, dzięki czemu sprawiał wrażenie dziecka, któremu odebrano najcenniejszą z jego zabawek.
-Blease - Wyszeptała cicho, niemal niemo. Słysząc swoje imię napiął wszystkie mięśnie.                       Z jego pleców wyłoniły się szare skrzydła. Rozkładały się wolno, wyglądało to jak film, na którym szybkim tempie można zaobserwować rozkwitanie kwiatu. Jego skrzydła nie były one tak piękne jak skrzydła anielicy, ale sprawiały wrażenie równie potężnych. Ich końcówki połyskiwały krwiście. Krew-znak bólu i cierpienia. Symbol Piekła.                                                                                           Blease podszedł do ukochanej. Był już blisko niej, gdy ona cofnęła się o krok. Teraz stała na krawędzi klifu. Przyszła tu, ponieważ tutaj się poznali. Tu rozpoczęła się zakazana miłość, ale czy ona nadal może trwać? 

-Musisz mi wybaczyć! - Krzyczał żałośnie, a w jego oczach zaczęły pojawiać się pierwsze łzy. Nie były to jednak zwykłe krople słonej wody. Były złociste, a gdy spadały na ziemię wszystko wokół zaczynało rozkwitać. Przeciwnie było ze srebrzystymi kroplami rozpaczy aniołów. One wszystko niszczyły. Jest to nieco skomplikowane, ponieważ wydawać by się mogło że będzie na odwrót. A jednak wszystko nas zaskakuje.
-Oszukałeś mnie. Nie powiedziałeś jaki był twój prawdziwy cel pobytu na Ziemi. - Powiedziała głosem pełnym głuchej rozpaczy i goryczy. Diabeł doskonale wiedział, że ją skrzywdził. Ale, czy to jego wina, iż zakochał się w pięknej anielicy, którą miał zgładzić? Serce nie sługa, jak powiadają. Miłość - ta prawdziwa - jest tylko jedna i on jej doświadczył. Mówią przecież, że zakochani popełniają głupstwa. Czy to nie usprawiedliwia go, chociaż w najmniejszym stopniu? Przecież gdyby wyznał jej prawdę ona znienawidziła by go. Ale czy było warto? A może to właśnie ten właściwy   moment?                                                             

Złoto spływało z jego oczu strumieniami, w skutek czego wokoło nich poczęła rosnąć piękna łąka, pełna wiosennych kwiatów. Mężczyzna podbiegł do ukochanej tak szybko, by nie mogła zareagować. Złapał ją za nadgarstki i odciągnął od urwiska. Do uszu demona dobiegł przeraźliwy dźwięk fal uderzających o skały. Gdyby ona skoczyła…Nie darował by sobie tego.                                    Przyciągnął smukłą sylwetkę jasnowłosej do siebie i objął czule ramionami. Spojrzawszy w jej błękitne oczy z czułością, westchnął nostalgicznie. W jego wzroku było coś takiego... niezwykłego.

Nikt nie byłby w stanie powtórzyć takiego spojrzenia, jakim Blease obdarowywał Angèline.  Nigdy!                                                                                                                                                                                   - Kocham cię - Powiedział szczerze, ani na chwilę nie odrywając wzroku od bezkresnego oceanicznego błękitu jej  oczu. Chciała coś powiedzieć ale on na to nie pozwolił.  Przyłożył palec  wskazujący na jej idealne, różowe wargi które pod wpływem jego dotyku zadrżały, a następnie uniosły się w lekkim uśmiechu napełniając go nadzieją. Zabrał swój palec i zbliżył swoją twarz do jej. Zdjął jedną z dłoni z jej nadgarstka i położył na chłodnym, bladym policzku.
-Na prawdę cię kocham! - Dodał, po czym dotknął jej ust swoimi. Początkowo delikatnie muśnięcia warg, przerodziły się bardzo namiętny pocałunek. Pocałunek pełen pasji, miłości, pożądania i tęsknoty. Pocałunek, jakiego żaden człowiek nie byłby  wstanie ofiarować drugiemu człowiekowi.


Powoli ruszyli w stronę urwiska nie odsuwając się od siebie, ani na moment . W tej chwili doskonale wiedzieli co robią. Co chcą zrobić.
Zeszli z klifu, lecz nie spadali. Ich skrzydła uderzały lekko o powietrze. Czubki stykały się co kilka sekund, aby znów się oddalić. Małe dłonie Angèline obejmowały kark Blease'a.
-A co z naszymi Domami? - Zapytała go w myślach.
-Nic nie jest ważniejsze od Ciebie! - Odpowiedział i znów zatracił się w pełnym pragnienia, rozkoszy i szczęścia pocałunku.


piątek, 3 lipca 2015

Stwierdzam brak tytułu, bo depresja

Każdy potrzebuje chwili...
 ... aby pomyśleć...
                                                            ...o tym co zrobił...
       ... albo nie.
Czasem bywa, że...
 ... jest coś takiego co...
...bywa ponad nasze siły i chociaż...
 ... chcemy z tym walczyć...
... to nie możliwe.