"Black Ice" by Becca Fitzpatrick
Tytuł: Black Ice
Autor: Becca Fitzpatrick
Wydawnictwo: Otwarte (Kraków 2014)
Data wydania (oryginalna/polska): 2014/2014
Polskie tłumaczenie: Mariusz Gądek
Strony: 448 (w tym Podziękowania od autora)
Ilość rozdziałów: 41 + Prolog + Epilog
Wprowadzenie:
Nie daj się zwieść pozorom!
Britt długo przygotowywała się do wymarzonej wyprawy wzdłuż łańcucha
górskiego Teton. Niespodziewanie dołącza do niej jej były chłopak, o
którym dziewczyna wciąż nie może zapomnieć. Zanim Britt odkryje, co tak
naprawdę czuje do Calvina, burza śnieżna zmusza ją do szukania
schronienia w stojącym na odludziu domku i skorzystania z gościnności
dwóch bardzo przystojnych nieznajomych. Jak się okazuje, obaj są
zbiegami. Britt staje się ich zakładniczką. W zamian za uwolnienie
zgadza się wyprowadzić ich z gór.
Gdy dziewczyna odkrywa mrożący krew w żyłach dowód na to, że w okolicy
grasuje seryjny morderca, a ona może stać się jego kolejnym celem,
sprawy przybierają dramatyczny obrót…
Moje zdanie:
Becca
Fitzpatrick, znana z tetralogii o upadłych aniołach pt. "Szeptem",
powraca do nas z wielkim rozmachem w postaci nowej powieści "Black Ice",
która jest zupełnym odskokiem od świata fantastycznego pełnego istot
nie z tej ziemi. Tym razem autorka zaskakuje nas thrillerem z dawką
romansu. Przyznam szczerze, że za pierwszym razem książka mnie mile
zaskoczyła, ale czytając ją po raz drugi udało mi się dostrzec kilka
niuansów, które nie koniecznie można dopisać do listy zalet pisarskich
Beccy. Może zacznę od tego co najbardziej mnie drażniło. Główna
bohaterka - Britt Pheiffer, w niektórych momentach była tak strasznie
irytująca ciągłym wzdychaniem do swojego eks Calvina, że aż miałam
ochotę aby jakaś zaspa śnieżna ją przysypała. Sama stwierdziła, że całe
swoje życie polegała na mężczyznach, którzy ją otaczali: na jej ojcu, starszym
bracie Ianie oraz Calvinie. Odbiło to się na jej specyficznej psychice.
Oczywiście nie można jej zarzucić wszystkiego co najgorsze, bo sama nie
wiem jakbym się zachowała w obliczu śmierci z wyziębienia. Trzeba
przyznać też, że była na swój sposób inteligentna i pomysłowa (inaczej
nie stała by się zakładniczką wyżej wspomnianych mężczyzn - co w tym
wypadku wyszło na dobre jej przyjaciółce).
Jednak mimo, iż główną bohaterką jest kobieta ważniejszy wątek pełnią tutaj mężczyźni.
Calvin
Versteeg - były Britt i brat jej najlepszej przyjaciółki Korbie (w
gwoli ścisłości, jeszcze bardziej irytująca dziewczyna). Nie chcę
spoilerować, ale mogę zapewnić że odegra ważną rolę w całej historii.
Był znienawidzony
przez własnego ojca, przez co mi się go trochę żal robiło, ale wkurzała
mnie jego pewność siebie i apodyktyczność względem byłej. Z drugiej
jednak strony trzeba przyznać, że jest to dość sprytny i mądry człowiek, o
czym przekonacie się czytając książkę (chyba, że już ja przeczytaliście
to wiecie co mam na myśli). Niestety jest też dosyć lekkomyślny i... w
sumie to tyle.
Mason i Shaun to kolejni męscy bohaterzy, którzy odegrają ważną rolę, ale pozwolę sobie na ich temat nic nie zdradzać.
Jeśli
chodzi o otoczenie, nie mam nic do zarzucenia. Zaśnieżone góry Teton,
malowniczy domek i las pełen sekretów - nic dodać, nic ująć.
Teraz
napiszę co nieco o stylu autorki. Szablon jest nieco zbliżony do
"Szeptem" (mamy główną bohaterkę, jej "BFF" i wątek miłosny z seksownymi
facetami w tle). Pozwolę sobie na małe porównanie:
Britt Pheiffer - Nora Gray
Korbie Versteeg - Vee Sky
Calvin Versteeg - Scott Parnell
Osoba 1 - Patch Cipriano
Osoba 2 - Chauncey de Langeais
Cóż
tak ja sobie porównuję postaci z obu książek (kto czytał, wie kim są 1 i 2). Mam też nadzieję, że nie zaspoilerowałam także zbyt dużo osobom,
które przymierzają się dopiero do pierwszej serii Beccy.
Koniec
mimo, że był do przewidzenia w miły sposób zakończył książkę i nie ma większych niedopowiedzeń (jakieś by się znalazły, ale nie ma
tego złego) i w delikatny sposób zakańcza opowieść.
Jeśli
natomiast chodzi o styl pisania Beccy, nie zmienił się od czasu
historii Nory , jednak nie twierdzę że jest zły. Prosty i przejrzysty
przekaz, ułatwia czytanie. Nie ma zbędnych ubarwień, a więc książkę
czyta się z szybkością (3 dni - ja).
Można
się w niej zatracić i nie polecam przerywać jej w najciekawszych
momentach (ja przerwałam i przez pół nocy nie mogłam zasnąć).
Podsumowując,
choć książka narracyjnie (pierwsza osoba) nie powala na kolana, ze
względu na irytującą główną bohaterkę, bardzo mi się spodobała pod
innymi względami (szczególnie opisu otoczenia, mimo że nie jestem fanką
długich wywodów, na temat czegoś konkretnego). Polecam ją każdemu, kto
lubi dreszczyk emocji i romanse, które tutaj nie są aż tak bardzo...
rażące jak w "Szeptem". A i oczywiście komu upodobała się twórczość
Fitzpatrick.
Moja ocena: 8/10
Oryginalna okładka